Jak już wiecie darzę azjatyckie kremy bb miłością dozgonną i
przetestowałam sporo z nich. Dzisiaj czas przedstawić wam mojego obecnego
ulubieńca, czyli Lioele Dollish w wersji Green.
Krem jak zwykle przyleciał do mnie prosto z Korei, płaciłam
za niego ok. 40 zł (wysyłka oczywiście darmowa).
Opakowanie proste i higieniczne, dość „słodkawe”. Pompka
działa idealnie i nie wypluwa zbyt wiele kremu. A sam krem to takie dziwadło o
zielonym kolorze, które pod wpływem aplikacji i rozcierania wydobywa pigment.
Odcień jest bardzo przyjemny i niezbyt ciemny, jak dla mnie idealny na obecną
porę.
Zapach jest niestety dość chemiczny, a konsystencja lekka i
nietłusta.
Krem bezproblemowo nakłada się zarówno palcami, jak i
pędzlem, nie zostawia smug i dobrze stapia się z cerą, choć zauważyłam, że
chyba lepszy efekt uzyskujemy rozprowadzając go dłońmi, kiedy pod wpływem
ciepła pigment wydobywa się szybciej. Efektu maski nie zauważyłam, ale krycie
jest wybitne.
Po przypudrowaniu bebik utrzymuje się u mnie calutki dzień
aż do zmycia makijażu, nie ściera się tak łatwo i nie powoduje przetłuszczania
większego niż zwykle.
Po zmyciu makijażu cera jest dostatecznie nawilżona i
rozjaśniona, krem mnie absolutnie nigdy nie zapchał.
małe porównanie testowanych przeze mnie kremów bb |
To już kolejny mój ulubieniec w tej kategorii. Azjaci mocno
trafiają w moje potrzeby, bo jeszcze żaden ich krem bb nie okazał się u mnie
bublem…
- dostępność: Ebay, drogerie internetowe
- cena: ok. 40 zł/Ebay, drogerie internetowe 65-75 zł
Jeśli mam się koniecznie trzymać z daleka od jakiegoś kremu
bb to piszcie!