Po prawie 2 letnim używaniu azjatyckich kremów bb i
postanowieniu poszukania podkładu idealnego stałam się prawdziwą
podkładomaniaczką ;-) Jeśli jednak czytałyście TEN post to już wiecie, że pierwszy
testowany podkład okazał się klapą.
Dzisiaj przedstawiam Wam kolejnego gagatka z mojej toaletki,
czyli podkład Diorskin Star.
Skusiłam się na pełnowymiarowe opakowanie po zużyciu próbki,
a że akurat w Sephorze były dni VIP to same wiecie…
O buteleczce nie będę się rozpisywać, bo to bez sensu.
Przejdźmy do konkretów!
Podkład ma dość rzadką konsystencję i lekką formułę, ale
dobrze kryje i nie tworzy u mnie maski. Mam najjaśniejszy odcień nr 010 i obecnie mógłby on być odrobinkę
jaśniejszy, ale po nałożeniu stapia się z moją skórą i nie zauważyłam żeby się
odcinał.
Obietnice producenta też sobie daruję (możecie wygooglać) i
napiszę krótko, że podkład ten sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Moja skóra
wygląda świeżo i promiennie, nie jest obciążona, w żaden sposób zapchana czy
wysuszona.
Wytrzymałość tego podkładu pozytywnie mnie zaskoczyła, bo
obawiałam się, że na mojej mieszanej cerze różnie to może wyglądać. Jednak
śmiało stwierdzam, że nie zauważam większego przetłuszczania strefy T i
wszystko trzyma się w normie.
Jestem zadowolona z rozświetlenia jakie daje Dior Star i
zgadzam się ze stwierdzeniem, że to płynne światło :-) Nie wiem czy to już
ideał, czy tylko ulubieniec, ale póki co nie mam w zasobach niczego lepszego
dla mojej cery.
- cena: ok. 189 zł
- dostępność: Sephora, Douglas, drogerie internetowe