Dzisiaj po raz kolejny wracam do pełnej dobroci
kosmetycznych paczki, którą dostałam jesienią zeszłego roku od Magdy (zapraszam
też na jej kanał na You Tube).
Wśród licznych perełek kosmetycznych znalazł się tam również
podkład Benefit Hello Flawless Oxygen Wow.
Testowanie podkładów sprawia mi zawsze ogromną radochę, ale
z tym gagatkiem musiałam jednak sporo poczekać, bo odcień okazał się dla mnie
sporo za ciemny. Jednak od jakiegoś czasu „łapię słońce z tubki”, więc ochoczo
zabrałam się za testy.
Jeśli mnie znacie i czytacie to wiecie już pewnie, że nie
opisuję w recenzjach opakowań kosmetyków i robię to jedynie w przypadku, gdy
coś mnie wkurzy albo zauroczy. Tutaj nawiążę jednak do buteleczki, która moim
zdaniem nie wygląda zbyt dobrze. Marka Benefit generalnie przywiązuje uwagę do
opakowania i to nim często kusi klientów (mnie akurat raczej to nie rusza), ale
w przypadku tego podkładu opakowanie moim zdaniem jest strasznie tandetne. Za
tę cenę lubię mieć porządną buteleczkę, a nie najtańszy plastik i byle jaki wg
mnie design. No, ale może jestem już wiekowo powyżej grupy odbiorców, w którą
marka celuje i nie potrafię docenić tego fenomenu…
Podkład zdaniem producenta ma rozświetlać i pielęgnować cerę
przez jej dotlenianie, chroni także przed promieniami UV (posiada SPF 25).
Odcień Honey to ciepły, średni beż, który aktualnie
bardzo fajnie pasuje do odcienia mojej karnacji, kilka miesięcy wcześniej był
jeszcze sporo za ciemny.
Konsystencja jest bardzo lekka i wodnista. Przy użyciu
gąbeczki Beauty Blender podkład rozprowadza się bezproblemowo, ale krycie jest
bardzo słabe. Aktualnie mi to odpowiada- jak już pisałam wcześniej przy
recenzji podkładu Marc Jacobs- preferuję na mojej cerze lekkie formuły. W
przypadku zaczerwienień czy przebarwień nie możecie liczyć na ich ukrycie bez
korektora. Ujednolicony koloryt to jedyne czego możecie oczekiwać od podkładu
Hello Flawless.
Jeśli chodzi o rozświetlenie to jest ono widoczne po
nałożeniu kosmetyku na twarz, ale warstwa ta na mojej cerze za bardzo się
błyszczy, by zostawić ją bez pudru. Także znoszę efekt błysku na cerze przez
mocno matujący puder, bez którego przy niedawnych upałach ani rusz.
Pod takim pudrem podkład wytrzymuje u mnie cały dzień, lekko
ścierając się tylko w okolicach nosa i brody, które dość często dotykam. Wiele
osób skarży się jednak na jego ogromną nietrwałość. U mnie raczej standardowo.
Jeśli chodzi o zapychanie to nie zauważyłam takowego oddziaływania podkładu,
nie waży się on na mojej skórze i wygląda w porządku, choć szału ani miłości
między nami brak.
Przyznam, że nie jestem zachwycona tym kosmetykiem mimo, że
sprawdza się on aktualnie na mojej cerze. Magdzie dziękuję za możliwość
przetestowania, a sama po skończeniu buteleczki nie zaopatrzę się w następną.
- cena: 169 zł
- dostępność: Sephora