Ale zacznijmy od początku…
Przed ślubem szukałam podkładu idealnego na tę okazję, czyli
przede wszystkim trwałego i mocno kryjącego. Po namowach koleżanki kupiłam
podkład od Revlonu i już po pierwszej próbie wiedziałam, że to właśnie tego
szukałam. Skóra była idealna, wygładzona, naczynka ukryte, zero brudzenia ubrań
i ścierania się podczas noszenia. Podkład ideał!
Zaczęłam od odcienia nr 250 Fresh Beige, kupowałam też nr
150 Buff i nr 300 Golden Beige.
Wszystkie nabyłam na Allegro, jeden z nich dostałam od
siostry (był kupiony w Douglasie). Wydaje mi się, że nie trzeba go przedstawiać
i każdy wie, że dostajemy go w szklanej buteleczce, bez pompki, pojemność 30
ml. Do wyboru mamy 2 rodzaje: do skóry tłustej i suchej, cena ok.. 30 zł na
Allegro, ok. 68 zł w Douglasie i Rossmannie.
Muszę przyznać, że nadaje się on na wielkie wyjścia, imprezy
i wszelkie okoliczności, kiedy potrzebujemy wyglądać dobrze przez długi czas.
Na moim ślubie i weselu (przy bardzo wysokiej temperaturze) sprawdził się
perfekcyjnie i w zasadzie nie musiałam nic poprawiać.
Postanowiłam, że nie zamienię go na inny skoro tak dobrze
się z nim współpracuje.
Dzisiaj jednak stwierdzam, że to był błąd, bo po ok. 6
m-cach jego używania stan mojej skóry zaczął się pogarszać. A od lata zeszłego
roku skóra na mojej twarzy przechodziła istną „wiosnę ludów”- wieczne krostki,
stany zapalne, zaskórniki, których nie dało się pozbyć, grudki i inne wykwity-
to była dla mnie codzienność.
Zaczęłam kojarzyć fakty i uznałam, że to ten podkład
doprowadził moją cerę do takiego stanu (z resztą nie jest żadną tajemnicą, że
jego skład nie powala i z racji swojej ciężkości po prostu lubi zapychać).
Niestety z powodu chęci ukrywania niedoskonałości używałam
go nadal, bo potrzebowałam dobrze wyglądać w pracy i po prostu nie straszyć
ludzi. Bałam się stosowania lżejszego podkładu, który nie ukryłby moich
naczynek i wyprysków. Zaczęłam walczyć z nimi dość radykalnie zmieniając
pielęgnację, ale podkład pozostał…
Jakieś 3 tygodnie temu przełamałam się i pożegnałam się z
Revlonem, używam teraz podkładu od Catrice (ale o tym będzie wpis). Jedno jest
pewne- winowajcą moich problemów skórnych był właśnie podkład Revlon Colorstay.
Od kiedy go odstawiłam widzę znaczną poprawę wyglądu skóry, wypryski zniknęły,
zaskórniki powolutku odchodzą w zapomnienie, skóra się wygładziła, brak na niej krostek i grudek. Nie jest jeszcze w
idealnym stanie i wątpię czy kiedykolwiek będzie, ale poprawa jest zauważalna.
Myślę, że oprócz odstawienia zapychającego podkładu sytuację poprawiły również
hormony, które stosuję. Niewątpliwe teraz nie zapycha mnie już nic i skóra
nawet bez podkładu wygląda po prostu ładniej i zdrowiej.
Podsumowując- nie mam na celu zniechęcania Was do podkładu
Revlon Colorstay, bo uważam, że naprawdę jest on wart uwagi, ale TYLKO
SPORADYCZNIE(!), wówczas sprawdza się genialnie, jednak regularne używanie go
na co dzień może doprowadzić Waszą skórę do opłakanego stanu. Teraz zdaję sobie
sprawę, że nie warto na siłę używać kryjących i ciężkich kosmetyków tylko po
to, by wyglądać dobrze dla otoczenia. Warto zadbać o skórę i wyeliminować to,
co jej szkodzi, bo w przeciwnym razie zataczamy koło i pogarszamy sytuację.
Pozdrawiam i zapraszam do obserwowania
Yzma