Korektor Alverde kupiłam podczas ostatnich zakupów w czeskim DM za 119 kc, czyli ok. 20 zł.
Produkt znajduje się z plastikowym opakowaniu z odkręcanym wieczkiem, jego gramatura jest mi nieznana, nigdzie nie mogę znaleźć tej informacji.
Dostępne są 2 odcienie: 001 Sand oraz 002 Beige. Wybrałam ten drugi, który jest nieco ciemniejszy niż 001, ale za to bardziej żółtawy, co w przypadku maskowania cieni pod oczami wydaje się być korzystniejsze. Zapach jest delikatny i pudrowy, całkiem przyjemny.
Na zużycie produktu mamy 2 lata.
Korektor ma naturalny skład i jest testowany dermatologicznie, nie zawiera konserwantów:
Glycine Soja Oil*, Ricinus Communis Oil*, Titanium Dioxide, Talc, Rhus Verniciflua Cera, Mica, Stearic Acid, Simmondsia Chinensis Cera, Hydrogenated Vegetable Oil, Hydrogenated Rapeseed Oil, Silica, Lysolecithin, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Parfum**, Linalool**, Limonene**, Geraniol**, Citronellol**, (+/- CI 77163, CI 77491, CI 77019, CI 77492, CI 77499)
Przy pierwszym użyciu doznałam szoku (w pozytywnym sensie), gdyż nastawiłam się na mocne grzebanie w opakowaniu, by wydobyć odpowiednią ilość produktu. A tu niespodzianka! Wystarczy lekko dotknąć korektora i produkt znajduje się na palcu! Konsystencja jest fantastycznie miękka i kremowa, co tym bardziej mi odpowiada, gdyż kupiłam go głównie w celu maskowania cieni pod oczami. „Kamuflaż” Alverde absolutnie nie wysusza delikatnej i wrażliwej skóry pod oczami, a wręcz przeciwnie- ma tak kremową i tłustą strukturę, że powoduje u mnie uczucie przyjemnego nawilżenia. Jego „tłustość” można zauważyć od razu po nałożeniu, kiedy skóra jest błyszcząca i rozświetlona. Można zostawić go bez pudrowania, ale ja zawsze nakładam na niego odrobinę pudru w celu utrwalenia.
Co do trwałości nie mam żadnych zarzutów, bo trzyma się u mnie cały dzień w nienaruszonym stanie. Korektor nie wchodzi w zmarszczki i nie odznacza się pod oczami, a dotychczas miałam z tym spory problem i to pierwszy kosmetyk, który w tej kwestii całkowicie mi odpowiada.
Jeśli chodzi o krycie to tak, jak możecie zobaczyć na zdjęciach- jest wystarczające. Określam je jako średnie i nie nazwałabym tego produktu kamuflażem, bo na to miano moim zdaniem nie zasługuje. Próbowałam go kilka razy na zaczerwienienia i krostki, ale tutaj zdecydowanie bardziej sprawdzają się kamuflaże firmy Kryolan.
Tutaj producent zdecydowanie przegiął z opisem i nadaniem nazwy. Kamuflaż ma zakryć wszystko, czyli nie tylko wypryski, cienie pod oczami czy zaczerwienienia, ale powinien zakamuflować (jak nazwa wskazuje) nawet tatuaże i blizny.
Nazwanie korektora kamuflażem to jakaś pomyłka…
Jak możecie zauważyć na zdjęciu po lewej moje cienie pod oczami są mocno widoczne, więc korektor Alverde miał pole do popisu.
Z prawej strony zdjęcie z korektorem pod oczami, którego nie pudrowałam specjalnie, by udowodnić Wam, że ma natłuszczającą i kremową konsystencję i naprawdę nie wysusza.
Myślę, że produkt okaże się w moim przypadku bardzo wydajny, bo nie wymaga użycia dużej ilości, by spełnić swoją rolę. Ja nakładam go paluchem, bo tylko tak nałożony wygląda u mnie w porządku. Jakoś nie potrafię się przemóc i używać pędzelka do korektora. Poza tym myślę, że dobry wpływ na wtopienie się korektora w skórę ma ciepło naszych palców.
Kamuflaż, a raczej korektor Alverde jest moim ulubieńcem w swojej kategorii i na pewno zdecydowanie najlepszym, jakim w tej dziedzinie posiadam.
Na jego korzyść oczywiście mocno przemawiają: niska cena i naturalny skład. Polecam Wam wypróbować ten produkt jeśli nadarzy się okazja. Ja, jak tylko skończę całe opakowanie (a to szybko nie nastąpi) to kupię go ponownie.