Pokazywałam je Wam
w ostatnim poście zakupowym. Pochodzą z internetowego sklepu z kosmetykami
rosyjskimi. Regularnie 3 razy w tygodniu nakładam je na twarz, na zmianę.
Posiadam 3 glinki:
wałdajską, anapską i z Morza Martwego. Każda kosztowała 9 zł, opakowanie składa
się z dwóch woreczków foliowych z 50 g glinki w każdym.
Recenzja pojawia
się szybko (każdej glinki użyłam ok. 3 razy), bo glinki są na tyle fajnymi
produktami, że dają efekty po jednorazowym zastosowaniu. Nie musimy
przeprowadzać żadnych „kuracji”, ani zużywać całego opakowania by móc poznać
ich działanie.
glinka anapska, wałdajska i z Morza Martwego |
Glinki są
oczywiście w formie sypkiej. Do przygotowania jednej maseczki wystarczy płaska
łyżeczka proszku, który mieszamy również z jedną łyżeczką wody. Po uzyskaniu
jednolitej i gładkiej konsystencji maska jest gotowa do nałożenia.
Ja moją maskę
przygotowuję w pustym opakowaniu po peelingu enzymatycznym z BU, do mieszania i
nakładania używam drewnianej szpatułki laryngologicznej.
Maskę nakładam
oczywiście na oczyszczoną twarz (może być lekko wilgotna), omijam okolice oczu.
Glinka powinna zostać na twarzy ok. 15 min, niestety w tym czasie wysycha (a
wtedy przestaje działać), dlatego posiłkuję się atomizerem, który został mi po
olejku z TBS (swoją drogą był obłędny…). Do butelki wlewam sobie zwykłą wodę i
co jakiś czas spryskuję nią twarz, by glinka była wilgotna.
biała glinka anapska Często nakładam też glinkę podczas kąpieli w wannie i wtedy nie muszę jej już spryskiwać, bo para wodna nie pozwala jej zaschnąć. |
Po 15 min zmywam
glinkę wodą ( schodzi wszystko bez problemów, nie trzeba nic drapać ani
szorować). I gotowe!
A jakie są efekty?
Pozwolę sobie napisać
o wszystkich 3 maskach jednocześnie, bo mają one bardzo podobne działanie.
Po pierwsze skóra
jest wyraźnie rozjaśniona i wygładzona. Po każdej glince zauważyłam taki efekt.
Podobnie z oczyszczaniem twarzy- wszystkie radzą sobie doskonale i pozostawiają
skórę przyjemnie czystą i odświeżoną.
Glinka anapska
(biała) jest najdelikatniejsza i po jej użyciu dodatkowo mogę zaobserwować
spore nawilżenie i zmiękczenie cery.
Pozostałe dwie,
czyli wałdajska (błękitna) oraz z Morza Martwego (czarna) nie są już tak
delikatne, ale absolutnie nie wysuszają mojej skóry.
Poniżej
przedstawiam Wam opisy, jakie znajdują się na opakowaniach glinek.
Składy są
oczywiście naturalne i bardzo przyjazne. Jeśli chodzi o zapach to jest typowy
dla czystych glinek, czyli taki trochę ziemisty.
Podsumowując,
wszystkie 3 rosyjskie glinki przypadły mi do gustu i nie wiem która z nich jest
najlepsza. Prawdopodobnie będę kupować wszystkie :-)
Lubicie glinki?
Miłego dnia!