Zacznę od pędzla do podkładu.
Moim zdecydowanym ulubieńcem
na dzień dzisiejszy okazuje się Hakuro H50s. Jest zbity, nie gubi włosia i
świetnie wpracowuje podkład w skórę. Szersza recenzja TUTAJ.
Miałam też krótki romans z płaskim pędzlem do podkładu, ale
wyrzuciłam go dawno, bo przyprawił mnie o traumę…
Czaję się jeszcze na słynny Stippling Brush od Real
Techniques, więc kiedy go wypróbuję pojawi się recenzja porównawcza tych
dwóch ancymonków.
Ulubionym pędzlem do pudru okazał się EcoTools, który jest
łatwo dostępny w Rossmannie, Hebe czy Tesco.
Jego poprzednik rozleciał się
jakieś 1,5 roku temu i pognałam wtedy kupić bambusowego EcoTools. Pędzel
kosztował ok. 30 zł, rączka jest bambusowa i ładnie leży w dłoni, skuwka to
matowe aluminium, zaś włosie jest syntetyczne, jak na ekologiczny pędzel
przystało. Zakochałam się w nim od razu po odpakowaniu. Włosie jest bardzo
miękkie i delikatne. Pięknie sunie po twarzy, w zasadzie wcale go nie czuć.
Jakość jest wg mnie rewelacyjna za tą cenę. Jak już
napisałam posiadam go bardzo długo i ani razu nie zdarzyło się mu zgubić
włosia. Pierze się bezproblemowo i dość szybko wysycha.
Nie odkształca się po czyszczeniu i nadal pozostaje bardzo
mięciutki.
Polecam!
Mała kuleczka z Hakuro H76 to pędzel, którego bardzo mi
brakowało. Ten okazał się być strzałem w dziesiątkę. Używam go przede wszystkim
do rozświetlania wewnętrznego kącika oka, czasami rozcieram nim cień na dolnej
powiece. Sprawdza się idealnie do tych czynności. Dostałam go razem z innymi
pędzlami Hakuro w prezencie gwiazdkowym i od tego czasu męczę go codziennie.
Włosie jest lekko sztywnawe, ale w miarę miękkie i precyzyjne, nie wypadł z niego ani
jeden włosek. Pierze się znakomicie i wysycha szybciutko. Bardzo go polubiłam i
zastanawiam się nad dokupieniem następnego.
Puchacz do rozcierania Hakuro H74
Na nim zależało mi najbardziej, bo cierpiałam na niedostatek pędzli do rozcierania.
Śmiało mogę przyznać, że jest genialny. Rozciera rewelacyjnie i szybko, bo jest duży. Ma białe włosie, które łatwo się dopiera i nie odkształca, nie gubi włosia i jest bardzo dobry jakościowo. Lekko spiczaste zakończenie pędzelka pozwala na precyzyjne roztarcie cienia w załamaniu.
Właśnie takiego pędzla mi brakowało…
Kulka z Essence była przypadkowym zakupem jakieś 2 lata
temu. Okazała się być całkiem fajnym, miękkim pędzlem syntetycznym, do tego
dobrym jakościowo. Włosie jest zbite i nie wypada absolutnie, ma kolor
fioletowy. Rączka jest dość krótka, ale nie przeszkadza mi to wcale. Pędzelkiem
tym nakładam cienie w załamanie i zewnętrzny kącik. Dodam jeszcze, że doskonale
radzi sobie również z rozcieraniem, jest uniwersalny.
Nie pamiętam ile kosztował, nie wiem też czy dalej można go
dostać w Naturze, ale jeśli go tam znajdziecie to zachęcam, by się mu
przyjrzeć.
kulka od Essence trzecia od góry, płaski pędzel Hakuro H70 ostatni u dołu |
Płaski pędzel Hakuro H70- tego typu pędzelków nigdy zbyt dużo,
szczególnie jeśli lubimy kolorowe makijaże oczu. Nakładam nim cienie na całą
ruchomą powiekę i sprawdza się do tego idealnie. Jest miękki i rewelacyjnie
aplikuje cienie. Nie ma problemu z czyszczeniem, wysycha szybko i nie
odkształca się. Jest stosunkowo duży, więc przy małych powiekach może się nie
sprawdzić, dla mnie to jednak plus, bo już przy jednokrotnej aplikacji mam
pokrytą cieniem praktycznie całą powiekę.
Dalej już nie będzie tak słodko i różowo… Nadszedł bowiem
czas, by pokazać Wam pędzle, których nie lubię. Na szczęście ponarzekam tylko
na dwóch gagatków z mojej kolekcji :-)
Pierwszy nieprzyjaciel to pędzel do różu od EcoTools.
Kupiłam do prawie rok temu, ale używałam sporadycznie. Wszystko dlatego, że
pędzel ten jest moim zdaniem za duży i przede wszystkim za mocno zbity. Jest
również miękki i dobrze wykonany, ale kompletnie nie nadaje się do nakładania
różu. Po pierwsze nabiera zbyt dużą ilość produktu, ale to da się przeżyć, bo
wystarczy mocno strzepnąć nadmiar produktu i wytrzeć pędzel na ręce. Nie mogę
mu jednak wybaczyć placków jakie robi na policzkach. Ze względu na wielkość i
zbite włosie wciera róż w jedno miejsce i nie da się tego ładnie rozetrzeć.
Dawałam mu szansę kilkakrotnie, ale zawsze musiałam się ratować rozcieraniem
pudrem, by zniwelować granice. To zdecydowanie go u mnie dyskwalifikuje, choć
wiem, że wiele osób go sobie chwali.
O wiele lepiej spisuje się u mnie stary i wysłużony pędzel z
allegrowego zestawu no name, który kupiłam dobre 5 lat temu na zajęcia wizażu
na studiach.
Wiele pędzli z tego zestawu już wyrzuciłam, bo nie nadawały się do
użytku, ale temu pozostaję wierna.
Drugim nieprzyjacielem jest kulka do rozcierania Hakuro H77,
która okazała się być stuprocentowym bublem. Włosie jest mocno sztywne i bardzo
twarde, przez co użytkowanie pędzla staje się bardzo nieprzyjemne, bo pędzel
zwyczajnie drapie powiekę i kłuje.
Poza tym praktycznie za każdym razem podczas użycia gubi
włosie i się odkształca. Generalnie pędzel obecnie przypomina starą miotłę i
nie poleciłabym go nikomu.
To tyle o moich ulubionych i mniej ulubionych pędzlach. W
swoim zbiorze posiadam jeszcze sporo innych pędzelków, ale na większą uwagę
zasługują te, które opisałam powyżej.
Poniżej wklejam Wam jeszcze fotkę z pojemnikiem, w którym
przechowuję moje pędzle. Kupiłam go dawno temu w Ikei, jest to zwykły szklany
wazon, do środka nasypałam kamieni niewiadomego pochodzenia w odcieniach, które
pasują do mojej łazienki.
Yzma