Krem oczywiście znajduje się w buteleczce z pompką typu
air-less, ma pojemność 50 ml, na zużycie mamy 3 miesiące (w tym wypadku to trochę krótko i może być problem z wykorzystaniem tych 50 ml, choć plusem jest oczywiście brak konserwantów- coś za coś).
Konsystencja jest dość treściwa i nieco tłustawa, kolor
kremu jest biały, a zapach słodkawy i delikatny (jak w całej serii
żurawinowej).
Skład dla bardziej dociekliwych:
Osoby, które nie lubią się z gliceryną nie będą zadowolone…
Krem jest przeznaczony do dziennej pielęgnacji, ma za
zadanie nawilżenie skóry i utrzymywanie go przez długi czas.
Oto co o kremie pisze producent:
W moim subiektywnym odczuciu krem spisuje się średnio. Jest
tępy podczas aplikacji i trzeba się trochę nawcierać, by całkowicie wniknął w
skórę. Przyznaję, że efekt matowej skóry mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.
Produkt szybko się wchłania do całkowitego matu. To bardzo dobra wiadomość dla
osób o tłustej i mieszanej skórze. Jednak mimo ogromnych zachwytów nad
doskonałym wchłanianiem trzeba zaznaczyć, że na twarzy zostaje leciutka lepka i
matowa warstewka. Moja mieszana skóra jest dobrze nawilżona po użyciu tego
kremu, ale osoby z suchą cerą mogą nie być zadowolone.
Problemy zaczęły się u mnie podczas nakładania makijażu,
gdyż zarówno podkłady, jak i kremy BB po prostu się na nim rolowały. Początkowo
pomyślałam, że nałożyłam zbyt dużo kremu GoCranberry, ale przy malutkich
ilościach było tak samo. Jakoś jednak poradziłam sobie z rozprowadzaniem
podkładów i po wykonaniu pełnego make-upu twarz wyglądała dobrze… na jakieś 2-3
godz. Po upływie tego czasu zaczęłam się niemiłosiernie świecić i wymagana była
poprawka. I tak niestety przez cały dzień.
Testowałam jednak krem wytrwale, by być pewna swojej opinii.
Niestety ostatecznie moja skóra się z nim nie zaprzyjaźniła i zbuntowała się
poprzez wysyp nowych zaskórników. Podejrzewam, że to nie przez glicerynę, bo
nie mam z nią problemów i używam praktycznie cały czas kremów z jej
zawartością. Myślę, że przyczyną jest moje własne sebum, które po użyciu kremu
GoCranberry było wytwarzane z większą ilością i spowodowało zapchanie.
Teraz po kilkakrotnym użyciu Effaclar K wszystko wróciło do
normy, ale muszę stwierdzić jednoznacznie, że krem mi zwyczajnie nie
podpasował. Moja skóra zdecydowanie woli lżejsze, żelowe konsystencje.
Krem do kupienia TU
Cena: 25,83 zł
Generalnie jednak seria GoCranberry zasługuje na pochwały,
bo zachwyciło mnie serum, o którym możecie przeczytać TU, wspaniały jest także
peeling solny (RECENZJA) oraz krem pod oczy,
który recenzowałam TUTAJ.
Zainteresowało Was coś z serii GoCranberry?
Pozdrawiam
Yzma