Całkiem niedawno pisałam o moim pudrowym ulubieńcu, czyli
pudrze bambusowym z Biochemii Urody. Dzisiaj napiszę co nieco o moim
„eks-ulubieńcu” w tej kategorii.
Niestety pozwolę sobie obsmarować kultowy puder Synergen…
Wiem, wiem, lubicie go pewnie i teraz się dziwicie jak można mieć mu cokolwiek
za złe.
Na początku usprawiedliwię się troszkę tym, że kiedyś go
naprawdę lubiłam i używałam codziennie. Niestety od jakiegoś roku moja skóra
uwielbia się przetłuszczać i puder Synergen przestał z nią współpracować.
Cena jest bardzo zachęcająca, dostępność również (o ile
akurat wszystkie nie są wykupione). Producent nazywa puder antybakteryjnym,
czego ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.
Zawsze wybierałam odcień nr 03, bo wbrew pozorom jest on
najjaśniejszy (spośród 3 dostępnych kolorów). Niestety jesienią i zimą nawet
ten odcień wydaje się być dla mnie zbyt ciemny.
Puder kiedyś spisywał się całkiem poprawnie- dobrze matowił
i nie tworzył maski na skórze. Dzisiaj to istna katastrofa! Po nałożeniu na
twarz mat utrzymuje się u mnie bardzo krótko i makijaż szybko wymaga poprawek,
bo twarz świeci się jak kula dyskotekowa. Jednak wybaczyłabym mu tą wadę, gdyby
nie fakt, że strasznie ciemnieje na twarzy!
Niestety po kilku godzinach od nałożenia puder strasznie się
utlenia (z pewnością przyczynia się również do tego spora ilość sebum na mojej
skórze). Tak czy siak efekt pomarańczowej twarzy jest przerażający…
Dziwi mnie fakt, że wcześniej nie miałam z nim takich
problemów. Podejrzewam, że formuła mogła zostać zmieniona i obecny skład
kosmetyku nie spełnia moich oczekiwań. No chyba, że moja cera kompletnie
sfiksowała i postanowiła nie rozstawać się z pudrem bambusowym.
Wielka szkoda, bo u wielu użytkowniczek puder sprawdza się
fenomenalnie, a u mnie klapa. Buuuu! Ostatnie zachomikowane opakowanie zużywam
w ogromnych męczarniach i wiem, że kolejnego na pewno nie kupię.