Może już zdążyłyście się przyzwyczaić do tego, że często
kupuję żele pod prysznic o cytrusowych nutach, bo lubię je najbardziej. Od
ostatniego roku non stop króluje u mnie Balea. Tym razem skrobnę o jednym z
moich wannowo-prysznicowych ulubieńców.
Żel pod prysznic Balea Gluck & Rausch czekał dość długo na
swoją kolej, ale kiedy w końcu po niego sięgnęłam nie mogłam przestać się
zachwycać.
Żel pochodzi ze standardowej linii Balei, opakowanie jest
tradycyjne i zwyczajne, choć cieszy oko i jest mocno energetyczne, a w środku kryje się istny wulkan pomarańczowych
aromatów!
Podczas mycia w łazience unosi się przecudowny zapach prawdziwych pomarańczy, lekko gorzkich, z małą nutką grejpfruta. Echh żałujcie, że nie możecie teraz poczuć tego zapachu… To faktycznie zgodne z nazwą Szczęście & Szał :-)
Żel ma dość gęstą konsystencję, jest przejrzysty, pomarańczowo-czerwonawy. Pieni się rewelacyjnie, ale do tego Balea mnie już przyzwyczaiła.
Skład nie jest oczywiście wybitnie naturalny, ale nie przeszkadza mi to ani trochę.
Wydajność produktu jest całkiem przyzwoita, chociaż zapach może Wam się tak bardzo spodobać, że będziecie chciały używać go non stop- wtedy radzę zaopatrzyć się w hurtową ilość tego żelu ;-)
Ja niestety już zdenkowałam moją butelkę, ale wkrótce na pewno zrobię zapasy :-)
Podczas mycia w łazience unosi się przecudowny zapach prawdziwych pomarańczy, lekko gorzkich, z małą nutką grejpfruta. Echh żałujcie, że nie możecie teraz poczuć tego zapachu… To faktycznie zgodne z nazwą Szczęście & Szał :-)
Żel ma dość gęstą konsystencję, jest przejrzysty, pomarańczowo-czerwonawy. Pieni się rewelacyjnie, ale do tego Balea mnie już przyzwyczaiła.
Skład nie jest oczywiście wybitnie naturalny, ale nie przeszkadza mi to ani trochę.
Wydajność produktu jest całkiem przyzwoita, chociaż zapach może Wam się tak bardzo spodobać, że będziecie chciały używać go non stop- wtedy radzę zaopatrzyć się w hurtową ilość tego żelu ;-)
Ja niestety już zdenkowałam moją butelkę, ale wkrótce na pewno zrobię zapasy :-)