Moja walka z cellulitem trwa już bardzo długo i w zasadzie
bez spektakularnych rezultatów. Staram się jednak regularnie używać preparatów
wygładzających skórę i choć wiem, że z cellulitem muszę poradzić sobie sama to
wygładzenie i ujędrnienie mogę uzyskać z pomocą różnych mazideł.
Aktualnie zużywam jeden z moich ulubionych tego typu
produktów, czyli Ujędrniającego Żelu Antycellulitowego Q10 Nivea (dawny Good-bye Cellulit).
Kupiłam go kilka miesięcy temu w Biedronce za bardzo
korzystną cenę i od tego czasu staram się regularnie smarować nim pośladki, bo
tam dokucza mi cellulit i brak elastyczności.
Produkt mieści się w plastikowej tubie (200 ml), z
okrągłym zamknięciem. Szkoda, że nie ma pompki, bo to znacznie ułatwiłoby
aplikację, ale generalnie i tak nie ma z nią problemów.
Serum pięknie, cytrusowo pachnie, ma żelową, lekką
konsystencję i uroczy, błękitny kolor. Rozsmarowuje się bez żadnych problemów i
szybko wchłania się w skórę, pozostawiając ją wyraźnie zmiękczoną i wygładzoną,
w dłuższej perspektywie również całkiem dobrze ujędrnioną.
Wiadomo, że takie mazidło cellulitu nie ruszy, ale lubię go
używać, bo daje lepsze efekty niż zwykły balsam. Dodatkowo istotne jest to, że
nie powoduje efektu chłodzenia, co na aktualną porę roku byłoby w moim
przypadku nie do zniesienia.
Teraz wygrzebuję już resztki produktu z opakowania, ale na pewno do
niego powrócę. No chyba, że zainteresuje mnie coś nowego ;-)