Tusz mieści się w klasycznym, eleganckim opakowaniu. Szczoteczka również jest tradycyjna, kształt jest charakterystycznie wygięty i wyprofilowany jak przystało na podkręcający rzęsy kosmetyk.
Luksusowy (jak dla mnie) produkt od Dior również spisał się bardzo dobrze. Rzęsy po użyciu tuszu są pięknie rozdzielone i wydłużone, a do tego całkiem fajnie podkręcone. Kolor jest mocno czarny i nic a nic się nie osypuje. Taki efekt utrzymuje się u mnie cały dzień aż do zmycia makijażu.
Śmiało mogę przyznać, że tusz sprawdził się świetnie, choć tańsze produkty również dobrze sobie radzą i nie mam potrzeby zamieniania ich na kilka, czy nawet kilknanaście razy droższą maskarę. Jedyną ciekawą cechą, odróżniającą tusz Dior od innych zwyklaków jest fakt, że rzęsy po jego zastosowaniu są niesamowicie miękkie i elastyczne. Po użyciu tanich tuszy moje rzęsy są zawsze twarde i sztywne, ale nie przeszkadza mi to zupełnie.
Zmywanie jest bezproblemowe i Bioderma standardowo radzi sobie na 6.
Fajnie, że miałam możliwość wypróbowania takiego tuszu, ale z pewnością nie zaopatrzę się w pełnowymiarowe opakowanie mimo, że sam tusz sprawuje się rewelacyjnie. Jednak pozostanę przy moich tanich maskarach, a ceny tej "diorowej" nawet nie sprawdzam ;-)
Jestem ciekawa co sądzicie o drogich tuszach i jakie są wasze ulubione maskary :-)