Jak powszechnie wiadomo algi stanowią istny skarb w
pielęgnacji każdej cery. Przede wszystkim dostarczają naszej skórze witamin
oraz związków mineralnych, ale można wymienić cały szereg innych zalet, a wśród
nich m.in. łagodzenie podrażnień i ukojenie skóry, nawilżanie, detoksykację,
wygładzenie, okluzję itd.
Jedną z najbardziej cennych w kosmetyce alg morskich jest
spirulina, czyli zielona alga. Ma ona szczególnie zbawienne właściwości w
pielęgnacji cery problemowej- trądzikowej, podrażnionej, łuszczącej się. Jej
regularne stosowanie powoduje złagodzenie podrażnień i zaczerwienień,
likwidację stanów ropnych i zapalnych, ukojenie skóry, poprawę jej kolorytu i
ujędrnienie.
Ze spiruliną pierwszy raz miałam kontakt na studiach,
podczas zajęć z kosmetyki stosowanej. Używałyśmy wówczas preparatów jednej z
francuskich firm, specjalizujących się w produkcji kosmetyków algowych.
Po latach postanowiłam wrócić do zabiegów ze spiruliną i
zaopatrzyłam się w tzw. maseczkę morską na Biochemii Urody. Swojego zakupu
dokonałam w marcu tego roku, ale regularnie maski zaczęłam używać dopiero od
sierpnia.
Zacznę od chyba najistotniejszej rzeczy, której absolutnie
nie można pominąć. Zapach, a raczej smród tego produktu sprawił, że po zakupie
od razu odstawiłam ją w kąt. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że spirulina
posiada swój charakterystyczny „glonowy” zapach pokarmu dla rybek. Dopiero
potem do mnie dotarło, że kosmetyki używane na studiach miały znaczny dodatek
substancji zapachowych, które niwelowały smród spiruliny. W maseczce z BU mamy
samą śmierdzącą algę niestety…
Pomimo odruchów wymiotnych przemogłam się jednak i użyłam
maski, bo wiem, że na moją cerę spirulina działa dobroczynnie.
Maskę rozrabiamy z wodą (najlepiej mineralną niegazowaną) i
kładziemy na czystą twarz. Uwaga! Piorunujące efekty na domownikach murowane!
Musicie wiedzieć, że maska ma postać zielonego proszku, a po
zmieszaniu z wodą przybiera kolor ostro-zielono-glonowo-shrekowy.
Po nałożeniu na twarz (nie nakładam jej pod nosem, ani w
okolice moich nozdrzy) pozostawiam ją na ok. 15-20 min. Przez ten czas jakoś
muszę sobie radzić i nie myśleć o smrodku na mojej facjacie…
Maska może zasychać na twarzy, co akurat nie jest
najprzyjemniejsze, dlatego warto co jakiś czas spryskać ją np. wodą termalną.
Można oczywiście dodać odrobinę ulubionego olejku i myślę,
że wtedy zapach mógłby być korzystniejszy.
Trzeba jednak przyznać, że maska zmywa się bezproblemowo i
można się ją szybko pozbyć z twarzy.
Po zmyciu moja twarz jest wyraźnie rozjaśniona, gładka i ukojona,
a także całkiem dobrze nawilżona i ujędrniona.
Działanie maski jest rzeczywiście zauważalne i warto poświęcić się dla
tych efektów.Lubicie algi? Używacie?