Na początku roku opanował mnie szał na azjatyckie kremy BB i
testowanie zaczęłam od małych próbek, o których możecie przeczytać TU. Pierwsze
pełnowymiarowe opakowanie dotarło do mnie po krótkim czasie. Postawiłam na krem
Skin79 The Oriental BB Cream Gold Plus i zaczęłam go używać od kwietnia.
Na lato przestawiłam się na ciemniejszy krem Missha Perfect
Cover, z którego byłam bardzo zadowolona (RECENZJA).
Z początkiem października wróciłam do jasnego BB Skin79 The Oriental Gold Plus. Krem przyjechał do mnie zapakowany w złotym kartoniku. Sam produkt mieści się w
luksusowym i eleganckim (jak na moje oko) opakowaniu z dziwaczną pompką.
Dodatkowo w wieczku znajduje się lusterko z błyszczykiem, którego użyłam tylko
raz. Całość prezentuje się szykownie i cieszy moje oko na toaletce.
W opakowaniu mieści się aż 40g kremu, który wydobywa się na
zewnątrz przez małą dziurkę na samym środku pompki po naciśnięciu jej w dół.
Krem ma jasno-beżowy kolor i dość specyficzny i nieprzyjemny
zapach, który na początku bardzo mi przeszkadzał, a teraz w ogóle go nie
wyczuwam przy aplikacji.
Produkt jest przeznaczony raczej do dojrzałej skóry i ma za
zadanie chronić ją przed promieniowaniem UV (SPF 30), działać
przeciwzmarszczkowo oraz rozjaśniać skórę.
Nakładam go codziennie rano po umyciu twarzy. Nie stosuję
pod niego żadnego kremu, bo moja tłusta cera jest odpowiednio nawilżona po
użyciu samego BB. Do aplikacji używam tylko własnych rąk, bo tak najszybciej i
najłatwiej nakłada mi się kremy BB -no i odpada mycie pędzla do podkładu ;-)
Krem BB najlepiej wygląda u mnie wklepany w skórę, wówczas
cera staje się promienna i wygładzona.
Działanie kremu mnie zachwyciło! Krycie jest bardzo dobre,
moim zdaniem spokojnie mogłoby rywalizować z podkładami, nadającymi się do tego
celu. Od czasu do czasu muszę użyć korektora na naczynka, czy niedoskonałości.
Kolor świetnie dopasowuje się do mojej jasnej cery i nie odcina się od szyi.
Eureka! Skóra jest pięknie nawilżona i wygląda na zdrową, a krem BB jest na
twarzy niewidoczny i nie tworzy efektu maski.
Ogromnym plusem jest też wysoki filtr, któremu ufam i nie
muszę smarować się osobnymi kosmetykami ochronnymi (samego kremu BB używałam
też latem, podczas upałów i moja skóra twarzy pozostała bieluteńka i nie
złapała ani trochę słońca).
Muszę przyznać, że dostrzegam też właściwości pielęgnujące
kremu, zwłaszcza po jego zmyciu. Wtedy skóra jest rozjaśniona, ujednolicona i
wygląda dobrze. Kiedy używałam podkładów po demakijażu moja twarz zawsze
wyglądała na szarą i zmęczoną oraz przesuszoną. Teraz nie mam z tym problemu.
Nigdy nic mnie nie zapchało i nie spowodowało wysypu niedoskonałości.
Utrzymywanie nie jest rewelacyjne, ale krem BB zostaje na
mojej twarzy spokojnie ponad 8 godzin. Nie ściera się partiami i nie zostawia
brzydkich placków na twarzy. Po jego nałożeniu pudruję go, co na pewno wpływa
na utrwalenie.
Nie mam też szczególnych problemów ze świeceniem i
przetłuszczaniem cery, nie muszę pudrować twarzy w ciągu dnia.
Minusy kremu to dostępność (Ebay lub sklepy internetowe,
które niestety strasznie zawyżają ceny) oraz fakt, że nie widać ile kremu nam
zostało w opakowaniu.
Ja jestem bardzo zadowolona z efektu jego używania i
podkłady poszły u mnie całkowicie w odstawkę. A w kolejce czeka następny BeBik
do przetestowania :-)
Co sądzicie o azjatyckich kremach BB? Które mi polecacie?