Za mechanicznymi peelingami zbytnio nie przepadam, choć
kiedyś używałam ich z prawdziwą namiętnością. Potem jednak zdzieraki do twarzy
poszły w kąt na rzecz tych enzymatycznych.
W ręce wpadł mi jednak peeling Soraya z serii So Pretty i choć
początkowo wahałam się czy go użyć to jednak spróbowałam!
Tubka o pojemności 75 ml prezentuje się uroczo i już sama
słodka i dziewczęca szata graficzna zasługuje na pochwałę.
Peeling ma bardzo niewielkie, ale za to ostre drobinki orzechowe. Tak,
to prawdziwy zdzierak, nie ma co!
Konsystencja produktu jest mocno zbita i gęsta, peeling nie
przecieka przez palce i łatwo rozciera się na twarzy. Drobinki są malutkie, ale
mocno wyczuwalne. Zapach wynika z nazwy produktu i jest morelowy, choć moim
zdaniem dość chemiczny.
Już po pierwszym użyciu pozytywnie oceniłam tego zdzieraka, o dziwo, bo myślałam, że skończy się na podrażnieniu. Nic takiego nie miało miejsca, ale przyznam, że policzki potraktowałam wyjątkowo łagodnie i skupiłam się na mocniejszym masażu strefy T.
Już po pierwszym użyciu pozytywnie oceniłam tego zdzieraka, o dziwo, bo myślałam, że skończy się na podrażnieniu. Nic takiego nie miało miejsca, ale przyznam, że policzki potraktowałam wyjątkowo łagodnie i skupiłam się na mocniejszym masażu strefy T.
Po zmyciu skóra była tylko leciutko zaróżowiona, ale za to
jaka gładziutka i miękka…
Oprócz drobinek orzecha w składzie mamy też kwas salicylowy, który z pewnością pozytywnie wpływa na zanieczyszczoną skórę.
Przypomniałam sobie dlaczego tak lubiłam mechaniczne peelingi. Naprawdę różnica jest mocno wyczuwalna, zdecydowanie bardziej niż po kosmetykach enzymatycznych.
Artykuł znajdziesz również na: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/803/morelowo-orzechowy-zdzierak