O linii Regenerum słyszał już chyba każdy. Jest ona kojarzona głównie z produktami do paznokci i rzęs, których swoją drogą nigdy nie próbowałam, ale kiedy marka odezwała się do mnie z propozycją przetestowania nowego serum do twarzy- postanowiłam spróbować.
Zadaniem serum jest odbudowa i odżywianie skóry oraz jej wygładzenie. Zawarte w składzie peptydy matrykingowe przenikają do głębszych warstw skóry, gdzie przyspieszają odnowę komórek, przyczyniając się do jej szybszej regeneracji, a ekstrakt z nasion soi intensywnie nawilża i odżywia nawet bardzo przesuszoną skórę.
Opakowanie to tubka z miękkiego plastiku z dozownikiem w postaci pompki- to duży plus. Sam kosmetyk ma zbitą, gęstą i lekko tępą konsystencję, posiada słodki, lecz nienachalny zapach.
Kosmetyk ekspresowo i całkowicie wchłania się w skórę i nie pozostawia absolutnie żadnego filmu. Cera pozostaje matowa i wygładzona. Na serum warto nałożyć dalszą pielęgnację, stosując go zarówno na dzień, jak i na noc. W moim przypadku użycie samego serum jest niewystarczające i potrzebuję zaaplikować na niego jeszcze krem.
Efekt wygładzenia, delikatnego napięcia skóry i zmatowienia doceniam szczególnie przed nałożeniem makijażu. Dodam jeszcze, że na serum nakładam z powodzeniem różne kremy nawilżające i nigdy nie zauważyłam rolowania, czy rozwarstwiania się kosmetyków.
Podsumowując, serum do twarzy Regenerum to bardzo przyjemny kosmetyk w niskiej cenie, który spisze się dobrze na każdym rodzaju cery.